Michał Rzepka
fot. Teatr im. St. Jaracza w Olsztynie
Singielka - dawniej stara panna
Magdalena Śleszyńska, Radio Olsztyn
Umiejętności i doświadczenia nie zabrakło, jako że Joanna Fertacz jest dobrą, chociaż ostatnio - z niezrozumiałych dla mnie powodów - zbyt mało wykorzystywaną w naszym teatrze aktorką. Poradziła sobie też z dostosowaniem do potrzeb sceny dość trudnego w odbiorze tekstu. Proza Mariusza Sieniewicza nie należy do najłatwiejszych, wzbudza zachwyt krytyków, ale niekoniecznie trafia do zwykłego czytelnika. Uproszczona i pozbawiona zbędnego balastu "Spowiedź śpiącej królewny" na scenie staje się dziełem lekkim, nawet zabawnym, a przy tym budzącym kilka refleksji, z którymi zostajemy jeszcze długo po wyjściu z teatru.
"Spowiedź śpiącej królewny" to zwykła historia zwykłej kobiety - Emi, singielki, którą jeszcze kilka lat temu bezlitośnie nazywano by starą panną. Emi tkwi zawieszona między pracą, starzejącymi się rodzicami i kolejnymi mężczyznami. Cierpi na narkolepsję, żyjąc dzięki temu drugim, wyśnionym życiem, w którym ma jeden cel - umrzeć. Umrzeć, żeby narodzić się na nowo
Brzmi nieco pokrętnie, ale mówiłam, że proza Mariusza Sieniewicza do najłatwiejszych nie należy. Na szczęście to, co widzimy na scenie to adaptacja. Całkiem udana.
Jest w sztuce kilka trafnych i zabawnych opisów mężczyzn (na widowni słyszałam głównie kobiecy śmiech), są dyskusje z Bogiem i Diabłem o powołaniu i obowiązkach kobiety i o tym, że równie trudno jest wcisnąć się w szablon dobrej matki, żony i kochanki, co zrezygnować z życia według tego szablonu. Nie zabrakło oczywiście kilku scen niezrozumiałych i wniosków tak pokrętnych, że było dla mnie jasne, że jeżeli Spowiedź Śpiącej Królewny ma być krzykiem kobiety, to ktoś tu kobietą nie jest. Albo Mariusz Sieniewicz, albo ja.
Może zabrakło wyraźnego rozgraniczenia, co jest jawą, a co snem? Jeśli to celowy zabieg reżysera, na pewno nie pomaga w zrozumieniu tego, co dzieje się na scenie. Zabrakło też ciszy - muzyka wciska się nachalnie i głośno, co gorsza odnoszę wrażenie, że jej dobór jest zupełnie przypadkowy. A nawet jeśli jest w tym zestawie jakiś sens, nie byłam w stanie go odnaleźć.
Ważną postacią sztuki jest "pierwsza Emi", niemy widz i uczestnik - brawa dla Łukasza Trzcińskiego, twórcy nieco onirycznej scenografii, bo rzeczywiście Emi robi wrażenie.
"Spowiedź Śpiącej Królewny", na podstawie której powstał spektakl, jest uznawana za jedną z najważniejszych powieści 2012 roku, więc chociażby dlatego warto ją zobaczyć. Warto też sprawdzić, czy jest się jeszcze dziuńdzią, czy już wiedźmą. I przyjrzeć się, z którym misiem dzielimy życie.